Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Wyścig Pokoju. Wspominamy "polskie Tour de France"

Magda Prętka
Andrzej Szozda
Wyścig Pokoju często nazywany jest polskim Tour de France. Niegdyś imprezą żyli absolutnie wszyscy. Szamotulanie wspominają relacje z poszczególnych etapów i Rynek. To tam najpierw wsłuchiwano się w sprawozdania radiowe przy zegarze, a następnie przy Zakładzie Usług Radiotechnicznych i Telewizyjnych

Wyścig Pokoju

Wzorem Tomasza Jarońskiego i Krzysztofa Wyrzykowskiego – prawdziwych legend polskiego (i nie tylko) dziennikarstwa sportowego, w lipcu zaglądamy na trasy największej imprezy kolarskiej w Europie, a mianowicie – Tour de France. Wraz z komentatorami Eurosportu na etapie górskim znów „pchaliśmy” Rafała Majkę i kibicowaliśmy Bartoszowi Huzarskiemu. Trzymaliśmy też mocno kciuki za start Michała Kwiatkowskiego w Tour de Pologne, który zakończył się w miniony poniedziałek.

A skoro znów byliśmy i wciąż zresztą jesteśmy obserwatorami fantastycznych wyczynów najlepszych kolarzy na świecie, warto odnieść się i powspominać imprezę, którą tuż po wojnie, aż do końca lat 80. żyła cała Polska. Do imprezy, której fenomen, przede wszystkim w kontekście lokalnym, dziś bardzo trudno będzie powtórzyć. Do polskiego „odpowiednika” Tour de France.

– Wyścig Pokoju to było szaleństwo. Każdy tym żył, dosłownie. I kobiety i dzieci i młodzież. Szozda, Szurkowski, Czechowski – to byli wtedy prawdziwi idole – opowiada pan Marian Szurka, nasz Czytelnik.

Kolarski Wyścig Pokoju stanowił sztandarową imprezę organizowaną przez redakcje komunistycznych gazet: „Trybuny Ludu”, „Rudeho Prava” i „Neues Deutschland”. Pierwszy wyścig wystartował 1 maja 1948 roku na trasie Warszawa – Praga – Warszawa. Od początku lat 50. natomiast rozgrywany był on na trasie Warszawa – Berlin – Praga. Po upadku bloku wschodniego w 1989 stopniowo tracił jednak na znaczeniu.

„Dla kolarzy z tak zwanych krajów demokracji ludowej, Wyścig Pokoju, obok igrzysk olimpijskich i mistrzostw świata, to była najważniejsza impreza, podczas której mogli zmierzyć się z zagranicznymi rywalami. W drugiej połowie lat 60. i w pierwszej połowie lat 70. XX wieku, polscy kolarze stali się prawdziwą potęgą w peletonie. Była to zasługa znakomitego trenera Henryka Łasaka (zmarł tragicznie w 1973 roku), ale też grupy doskonałych zawodników, którzy chcieli pracować pod kierunkiem tego szkoleniowca: Ryszarda Szurkowskiego, Stanisława Szoz-dy, Zenona Czechowskiego, Zygmunta Hanusika, Krzysztofa Steca czy Wojciecha Matusiaka.” – pisał w lipcu 2012 roku na łamach „Głosu Wielkopolskiego” Jacek Pauba.

W latach 80. trasa Wyścigu Pokoju wiodła również przez Szamotuły i Wronki, a w 1998 w Szamotułach zaplanowano start drugiego etapu – z Szamotuł do Gorzowa Wielkopolskiego, trasa liczyła 155 km. Zdaniem wielu mieszkańców jednak kolarze z Szamotuł startowali kilkakrotnie, choć w oficjalnych zestawieniach nie znaleźliśmy takich informacji. Wiele edycji doskonale zachowało się w ich pamięci. Niektórzy, by zobaczyć wyśmienitych zawodników, przybywali tutaj z całego powiatu. Trasa jednak niekoniecznie musiała wieść przez Szamotuły, by wokół Wyścigu Pokoju toczyło się życie codzienne miejscowych.

O każdej pełnej godzinie, ale też i co pół godziny radio nadawało specjalne komunikaty. Charakterystyczny był także hejnał Wyścigu Pokoju. Na relacje oczekiwano z ogromnym zniecierpliwieniem. To zresztą dzięki tej imprezie narodziła się gra w kapsle.

– W latach 60., 70. i 80., ale też wcześniej nie mieliśmy zbyt wielu rozrywek. Z drugiej strony człowieka cieszyło wszystko, a sport był rzeczą fantastyczną. My tych kolarzy uwielbialiśmy. Gdy w radio, a potem w telewizji padało nazwisko: Szozda, Szurkowski, a w późniejszych czasach Jaskuła, to człowiek czuł wielką dumę – opowiada pan Marian.

Szamotulanie wspominają z kolei czasy, gdy Rynek pustoszał. Wszyscy ze skupieniem siadali przy radioodbiornikach, by wysłuchać najnowszych relacji z trasy WP. W Zakładzie Usług Radiotechnicznych i Telewizyjnych, który mieścił się w centrum miasta (w lokalu pani Liberowej), pracował nieżyjący już dziś pan Antoni Frąckowiak. Pod koniec lat 60. i w latach 70. zwykł on na czas wyścigu wystawiać głośnik na zewnątrz – tak, by każdy przechodzień mógł zapoznać się z najnowszymi informacjami serwowanymi przez radiowców.

– Cała gawiedź zbierała się przy Zakładzie. Mieszkańcy, którzy pociągiem o godzinie 15.30 wracali z pracy z Cegielskiego, czy Wiepofamy, spieszyli na Rynek, pod ZURiT, by przykleić się do szyby, za którą stał czarno – biały telewizor. To tam, dzięki panu Frąckowiakowi szamotulanie z uwagą nasłuchiwali i oglądali relacje z Wyścigu Pokoju. Nikt nie zjadł wcześniej obiadu dopóki nie zapoznał się z najnowszymi informacjami – opowiada Bogdan Białasik z Szamotuł – Z kolei ci, którzy do tej witryny nie mogli się dopchać, z drugiej strony ulicy, gdzie znajduje się pomnik rozstrzelanych, nasłuchiwali wyników płynących z radiowęzła – dodaje.
Nieco wcześniej, w drugiej połowie lat 50. mieszkańcy zbierali się przy zegarze na Rynku, przy którym również odbywały się transmisje radiowe.

– Każdy wiedział, o której godzinie puszczane będą sprawozdania. Rowerem jechałem, więc z domu na Rynek, by wysłuchać relacji. Potem wracałem do domu i po pół godzinie znów jechałem pod zegar na kolejne sprawozdanie – wspomina z uśmiechem pan Stefan Dobak.

Komu kibicowali szamotulanie? Bogdan Białasik tłumaczy, że trudno byłoby wybrać tylko jedno nazwisko. Polska miała wówczas świetną ekipę, która absolutnie zawsze stawała się wielkim powodem do dumy.

– Pierwszym kolarzem, którego pamiętam był Stanisław Królak. Świetny był też Eligiusz Grabowski, który bodajże w 64’ wygrał dwa etapy. A do tego oczywiście Szurkowski, moim zdaniem najwybitniejszy polski kolarz, Szozda, Mytnik, poznaniak – Zenon Czechow-ski i drugi Wielkopolanin – Janusz Kowalski – wylicza Bogdan Białasik.

Dziś z telefonami w rękach przemierzamy miasto śledząc najnowsze informacje. Niegdyś ich funkcje pełniły małe przenośne radioodbiorniki. W trakcie Wyścigu Pokoju ludzie zatrzymywali się, dosłownie przyklejali je sobie do uszu. Każdy ze zniecierpliwieniem oczekiwał, aż padnie nazwisko Polaka – zwycięzcy etapu.

– Pamiętam starty Wyścigu Pokoju z Szamotuł, na pewno było ich kilka. Kolarze ruszali spod cukrowni. Tłum ludzi i fantastyczni zawodnicy. Przy dawnej meblarni natomiast białą „krechą” wytyczona była premia lotna – wspomina Bogdan Białasik.

Ale Wyścig Pokoju to nie tylko wyśmienici zawodnicy. To również doskonali komentatorzy radiowi i telewizyjni. – Wyścigu Pokoju niegdyś słuchali prawie wszyscy, szczególnie komentarze i relacje Bogdana Tuszyńskiego – mówi Łukasz Bogacki z Szamotuł.

W Polskim Radiu Tuszyńskiemu partnerował genialny, nieżyjący już Bohdan Tomaszewski, którego złota sentencja „cudowne dziecko dwóch pedałów” w odniesieniu do Ryszarda Szurkowskiego przeszła do historii. W latach 70. natomiast z relacjami telewizyjnymi WP kojarzono przede wszystkim wspomnianego na początku Krzysztofa Wyrzykowskiego oraz nieżyjącego Jerzego Budnego – świetnego realizatora telewizyjnego. Szamotulanie do dziś przywołują te nazwiska z uśmiechami na twarzy. Podobnie, jak i coroczne majowe wydarzenie, za którym zwyczajnie... tęsknią.

– W tamtych czasach ludzi w Polsce jednoczyły dwie rzeczy. Po pierwsze był to prymas Stefan Wyszyński, a po drugie Wyścig Pokoju – mówi Bogdan Białasik.

od 7 lat
Wideo

Jak głosujemy w II turze wyborów samorządowych

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na szamotuly.naszemiasto.pl Nasze Miasto