Zalążek wyprawy rowerowej narodził się, gdy Ignacy kilka lat temu spotkał pewnego staruszka na rowerze. Przez chwilę jechał z nim i opowiedział mu o swojej przygodzie związanej z rowerem. W młodości wraz z przyjaciółmi udał się na Mazury. Bardzo dobrze wspominał te chwile. Od tego czasu rozwijała się myśl o powtórzeniu wyprawy ‘starszego pana’. Z czasem odległości, które Ignacy wspólnie z Markiem pokonywał, były coraz większe – wyjazd do Pszczewa – pierwsze 100 km w jeden dzień itd.
W zeszłym roku pokazano chłopakom, że taka wyprawa rowerowa jest realna także w dzisiejszych czasach. Koledzy z klubu TWR udali się na drugą dalszą wyprawę (pierwsza na Hel) trasą przecinającą Polskę po najdłuższej przekątnej. Wyprawili się do Świnoujścia, z którego rowerem pojechali w Bieszczady – trasą BB Tour.
Tymczasem pniewianie sami złożyli rowery i udali się w mniej wymagającą trasę: Pniewy – Dźwirzyno. Było to swego rodzaju sprawdzenie sił i możliwości. Udało się. Po powrocie planowali kolejną trasę której były 3 możliwości: na Mazury, przejechać wybrzeże oraz w góry. Postępując zgodnie z afrykańskim przysłowiem: „Samemu idzie się szybciej, ale we dwójkę dociera się dalej...” zdecydowali, że zrealizują dwie, które można połączyć ze sobą: przez wybrzeże na Mazury. Celem wyprawy było pokazanie innym, że granice istnieją tylko w psychice człowieka. Dają przykład aktywnego wypoczynku oraz zachęcają innych do tego rodzaju aktywności. Nieodzownym celem rowerowej wędrówki było też zwiedzenie Polski i nie kierowanie się zdaniem innych, lecz wyrabianie własnego...
Ignacy Zgrajek, Marek Kurek oraz Radek Patela – to właśnie o nich mowa. Trzej pniewianie 2 sierpnia br. zakończyli 16– dniową wyprawę pn. „Wybrzeże - Mazury”. Dojechali nad morze, przejechali wybrzeże Bałtyku, Mazury, oraz północno – wschodnie krańce Polski i wrócili do domów. Pokonali ponad 2 tys. km. Na dwóch kółkach.
Wyprawa rowerowa rozpoczęła się w czwartek, 18 lipca. – Chociaż wschód słońca dopiero o 5.00. my już od 3.00 jesteśmy na nogach, rowery załadowane niczym wielbłądy, wszystko sprawdzone... i tak czegoś zapomnieliśmy – tego się nie uniknie! Na dworze ciemno - zaczyna się robić szaro. A my ruszamy. Z pniewskiego rynku. Kierujemy się na Międzychód. Wiatr nie powinien wiać mocno bynajmniej od samego początku. Zobaczmy co przyniesie nam trasa i kolejne kilometry. Przed nami długa droga - dzisiaj nieco nierozsądnie - planujemy pokonać najwięcej kilometrów. – tak pisali do nas pniewiacy na samym początku.
Piątek, 19 lipca, był niemniej ambitny. Rowerzyści po 11 godzinach jazdy na rowerze i przejechaniu 250 km znaleźli się w Wolinie. Noc spędzili w namiocie, a kolano Ignacego zaczęło „nawalać”, jednak humory ich nie opuszczały. W sobotę w planach mieli Świnoujście. Udało się te plany zrealizować. – Właśnie przeprawiliśmy się przez Świnę i jedziemy do centrum trochę pozwiedzać. Jesteśmy w Pobierowie i tu nocujemy u dobrej znajomej dzięki jej rodzince, która załatwiła kawałek podłogi dla naszego namiotu. – pisali z trasy. W trakcie wyprawy cieszyły ich najdrobniejsze gesty od ludzi dobrej woli. Kolacja, naładowanie telefonu, nocleg – były nie do ocenienia. Ludzie, którzy ich pytali, dokąd zmierzali, byli pod wrażeniem zapału i ambicji. Bardzo ich to cieszyło i dodawało sił. Nad morzem gościnę znaleźli u koleżanki - Joanny i jej rodziny. W Pobierowie zasypiali już przy szumie fal...
Sobota, 20 lipca, według chłopaków owocna w kilometry nie była (przejechali bowiem „tylko” 100 km). W trakcie jazdy mieli jednak okazję zobaczyć wiele ciekawych miejsc. Nie trzymali się dróg głównych tylko zbaczali, podążając szlakami rowerowymi. – Widoki wspaniale! Warte przejechania i zobaczenia właśnie z perspektywy rowerzysty – relacjonowali. Noc spędzili tym razem w Mielnie. Niedzielę, 21 lipca, spędzili także nad morzem – spali w okolicach Ustki.
Podczas jazdy pniewiaków dopadały chwile ogromnego zmęczenia i wyczerpania. Mieli jednak na nie sposoby: – Przejechaliśmy 20 km przez bagna, pustynie, kocie łby, płyty polne, drogi, rzeczki... ciężko ogólnie... W skrajnej chwili wymyśliliśmy nieśmieszny dowcip, który bawił nas do łez... – pisał Ignacy.
Po przejechaniu przez Słowiński Park Narodowy byli w Łebie i... strasznie zmęczeni pojechali dalej. Dłuższą przerwę zrobili dopiero we Władysławowie, w którym po pierwszej w nocy zrobili ognisko, zjedli kiełbaski i przekoczowali do świtu. 23 dnia lipca byli już na Helu i jechali w kierunku najdalej wysuniętego i dostępnego punktu na półwyspie. Koło 9.00 przypłynęli promem do Trójmiasta i udali się na zasłużony wypoczynek. Noc spędzili na plaży przy ognisku. Według relacji – było świetnie!
Ósmego dnia wyprawy rowerowej wyjechali rankiem od kolegi Adriana, który pomógł im ustalić dokładnie trasę, którą musieli pokonać, aby dotrzeć do Elbląga. Wyjazd z Gdańska okazał się nieco kłopotliwy ze względu na brak planu miasta oraz liczne kawałki ścieżek rowerowych, na które powinni zjeżdżać. Po dłuższym czasie udało się im wyjechać z tego miasta. Dość sprawnie przedostali się przez Nowy Dwór Gdański do Elbląga. Miejscowość ta nie przypadło im do gustu, więc szybko z niej wyjechali. Udali się w stronę rosyjskiej granicy przez Frombork, gdzie spoglądali na (brudny) Zalew Wiślany. Mieli tam także problem ze sprzętem, który prowizorycznie rozwiązali. Nocowali w Braniewie, 6 km od granicy polsko–rosyjskiej. Kolejnego dnia udali się na granicę, zrobili zdjęcia i tym samym zakończyli etap, który prowadził przez Wybrzeże.
Kierunek został obrany na Giżycko i dalej Litwę. Dotarli przez Pieniężno, Górowo Iławeckie, Bartoszyce i Kętrzyn do małej miejscowości Sterławki Wielkie. Tamtejszy proboszcz bardzo serdecznie ich ugościł. Następnego dnia pierwszy postój mieli w Giżycku na szlaku św. Brunona, a później na plaży. Dalej udali się przez Olecko, Suwałki do miejscowości Sejny, nieopodal granicy polsko-litewskiej. – Mieliśmy tam mały problem z poszukaniem noclegu. Jednak miły Pan wskazał nam drogę do przesympatycznej pani Halinki, która bardzo chętnie i otwarcie nas ugościła. Tego dnia wieczór spędziliśmy przy ognisku z tamtejszymi mieszkańcami, którzy opowiedzieli nam o tym regionie. W niedzielę od rana udaliśmy się na mszę w bazylice w tejże miejscowości. Po mszy udaliśmy się w stronę Litwy. – informują.
Przekroczyli granicę i dotarli do pierwszej większej miejscowości: Łoździeje (po litewsku LAZDIJAI). Kolejny etap został zaliczony. Teraz kierowali się do Augustowa, w którym nocowali. W poniedziałek dotarli do Mikołajek (po przebyciu ciekawej drogi). Tam plażowali cały kolejny dzień. Po południu udali się nad jezioro Śniardwy.
Czternastego dnia wyprawy rowerowej – ostatniego całego na Mazurach – kierowali się już w stronę Wielkopolski. Jechali przez: Mrągowo, Olsztyn do Ostródy w której nocowali na dziko. Kolejnego dnia znów pokonali znaczną ilość kilometrów, bo ponad 200 (poprzedniego 180). Dotarli do Bydgoszczy przez Iławę, Grudziądz, Świecie. Tam również nocowali na dziko w nieco trudniejszych warunkach. Ostatni dzień był bardzo upalny. Szybko dotarli do Wągrowca, z którego przejechali do Obornik, Szamotuł i– upragnionych Pniew!
Pokonali 2027 km w 14 dni jazdy. 2 dni przeznaczyli na odpoczynek i relaks. W planach są już kolejne wyprawy. Co będzie kolejne? Czas pokaże. – Dziękujemy serdecznie naszemu darczyńcy (Sport System). Koszulki, które otrzymaliśmy, zdały egzamin na naszej wyprawie. Widać było zdecydowaną różnicę w komforcie jazdy. Teraz trzeba pozbyć się nałogu. Nałogu jazdy na rowerze (a przynajmniej ograniczyć nieco? W końcu mamy też inne obowiązki, niestety). – wzdychają pniewianie, którzy zabierają się do pisania opowiadania o tym, co ich spotkało. Czekamy na nie z niecierpliwością. I gratulujemy ambicji, zapału i wytrwałości!
Obwodnica Metropolii Trójmiejskiej. Budowa w Żukowie (kwiecień 2024)
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?